W Oponeo MPRC nigdy nie brakuje emocji czy sytuacji, które długo stanowią przedmiot zażartych dyskusji kibiców i zawodników. Jest jednak czynnik, który tempo akcji oraz liczbę kontrowersji przenosi na zupełnie inny poziom. Jest nim deszcz. I tak też było podczas 6. rundy mistrzostw. Pojawił się nad Autodromem Słomczyn, namieszał i zniknął.
W rallycrossie deszcz to gwarancja wielkich emocji.
W sobotę nic nie zwiastowało thrillera, jaki przyniosła niedziela. Akcja postępowała w wartkim tempie, ale wydarzenia nie wymykały się faworytom spod kontroli. Trzy pierwsze biegi kwalifikacyjne na swoje konto zapisał Tomasz Kuchar, choć rano jego start stał pod znakiem zapytania. Wszystko przez kolizję z wracającym z jokera Dariuszem Topolewskim, która dość mocno zdemolowała zarówno Peugeota 208 RX, jak i Fiestę w barwach Oponeo. Mechanicy Kuchara uporali się z uszkodzeniami, ale u Topolewskiego sprawa była poważniejsza. W efekcie kierowca musiał pauzować w pierwszym biegu kwalifikacyjnym. Marcin Gagacki trzykrotnie popisał się drugim czasem i plasował się za Kucharem.
W SuperNational z najlepszym nastrojem sobotę kończył Robert Mazurkiewicz w Renault Clio, a w RWD Cup na czele był Andrzej Skrzek.
Od niedzielnego poranka nad Autodromem Słomczyn padał mniej lub bardziej intensywny deszcz. Choć w przypadku rallycrossu należałoby go nazwać raczej katalizatorem zdarzeń nieprzewidzianych. Przyczyna jest prosta. Tor rallycrossowy ma sekcje szutrowe i asfaltowe. Deszcz powoduje, że błoto z szutru jest nanoszone na asfalt, który momentalnie robi się w wielu miejscach śliski. Tempo akcji nie zwalnia, lecz przyspiesza, bo kontrolowanie samochodu w takich warunkach jest niezwykle trudne. Wystarczy drobny kontakt z rywalem, by wytrącić pędzące auto z toru jazdy. Co się dzieje potem, nietrudno sobie wyobrazić. Dołóżmy do tego ambicję kierowców. Nic dziwnego, że nie chcą odpuszczać i każdy szuka miejsca, szansy i okazji do wyprzedzania rywali. W taki właśnie sposób otrzymujemy mieszankę wybuchową. Deszcz utrudnia zawodnikom zadanie, a granica między jazdą a kolizją staje się cieńsza niż warstwa wody pokrywająca tor.
Na kibiców, którym niestraszna okazała się brzydka pogoda, czekała moc wrażeń.
Kulminacyjnym punktem weekendu był czwarty bieg kwalifikacyjny w grupie SuperCars. Najlepiej wystartował Kuchar. Za nim jechał Gagacki. Dwaj rywale starli się przed wejściem na szutrową część toru. Nikt nie chciał odpuścić, a szturchnięcia błotnikami wytrąciły samochód Kuchara równowagi i spowodowały lądowanie w oponach. Mistrz stracił pozycje, ale ruszył do odrabiania strat. To nie trwało jednak zbyt długo, bo wracający z Jokera Maciej Cywiński go nie widział. Citroen Cywińskiego zdemolował Peugeota Kuchara. Urwane koło wraz z elementami zawieszenia i pogięty próg – to nie zwiastowało pozytywnego zakończenia rundy dla Kuchara. Marcin Gagacki także nie ukończył tego biegu. Sędziowie dopatrzyli się nieprzepisowego zachowania w jego jeździe i bydgoszczanin otrzymał czarną flagę.
Mimo tego Gagacki dostał się do półfinału, a następnie do finału. W tej części rundy zabrakło natomiast Tomasza Kuchara. Jego zespół nie był w stanie naprawić auta, choć tak na dobrą sprawę – nie musiał. Szybka arytmetyka wskazała, że wrocławianin może się cieszyć z czwartego tytułu mistrza Polski, niezależnie od kolejnych rozstrzygnięć na torze.
Po starcie finału klasy SuperCars na czoło stawki wystrzelili Marcin Gagacki (Volkswagen Polo GTi RX) i ruszający z trzeciej linii Dariusz Topolewski (Ford Fiesta RX). Słabo z pierwszej linii ruszył z kolei Zbigniew Staniszewski (Ford Fiesta), który chwilę później w pierwszym zakręcie razem z Maciejem Cywińskim został zepchnięty na bandę przez Mikołaja Otto (Mitsubishi Lancer). Choć Otto zakończył finał na drugiej pozycji, to jednak otrzymał od sędziów karę jedenastu sekund i spadł na piąte miejsce. Tym sposobem na podium do Gagackiego dołączył Topolewski, a także Cywiński, który po zaciętej walce obronił pozycję przed atakami Staniszewskiego.
- Zwycięstwo smakuje dobrze, jak to zwycięstwo. Ale nie osładza zbytnio tego gorzkiego sezonu. Równie mocno cieszę się z tego, że mimo paskudnej pogody było tylu kibiców. Myślę, że nie mogli narzekać, bo na mokrym torze wiele się działo. Moi mechanicy spisali się na medal, samochód też spisywał się świetnie. Przed tymi zawodami wyeliminowaliśmy wszystkie problemy, które trapiły mnie podczas poprzednich rund. I to było widać, choć na początku to ja musiałem się przebudzić. Gdy tak się stało, to faktycznie przyspieszyłem i zacząłem kręcić świetne czasy okrążeń, co potwierdza, że dziś wszystko w końcu zagrało. Żałuję, że Tomka Kuchara nie było z nami w finale, bo zwycięstwo smakowałoby jeszcze lepiej, gdyby udało się pokonać także jego. Teraz już zapraszam wszystkich do Torunia, bo tam też wszyscy damy z siebie wszystko – mówił Marcin Gagacki.
Ciekawie również w innych klasach
We wcześniejszym finale klasy Light od startu do mety prowadził Maciej Manejkowski (Mitsubishi Lancer Evo X). Zwycięzca wytrzymał ataki lidera tabeli Bartosza Idźkowskiego (również Mitsubishi Lancer), który sam spadł na trzecie miejsce, finiszując za plecami Mariusza Szczepańskiego w Subaru Imprezie.
Finał grupy SuperNational na swoje konto zapisał Damian Litwinowicz, który utrzymał za sobą Roberta Mazurkiewicza (Renault Clio), wygrywając z przewagą zaledwie sześciu dziesiątych sekundy, podczas gdy podium uzupełnił zawodnik o pseudonimie Halk (BMW e36).
- Plan na finał zrealizowałem w 100 procentach, bo skończyłem ten bieg na pierwszym miejscu. Do pełni szczęścia zabrakło tylko kompletu punktów w kwalifikacjach. Pierwsze dwa biegi poszły bardzo dobrze. W kolejnym wyścigu ukręciła się półoś, a w czwartym źle dobrałem opony i nie było mowy o walce o zwycięstwo. Ważne jednak, że awansowałem do półfinału, który poszedł już po mojej myśli. Bardzo dziękuję mojemu zespołowi i rodzinie, która przez cały weekend wspierała mnie w każdy możliwy sposób. Mam nadzieję, że w Toruniu będzie równie dobrze, a nawet lepiej. Oczywiście sprawdzam, jaka jest sytuacja w punktacji, ale i tak wszystko rozstrzygnie się w finałowej rundzie, więc nie ma co gadać – trzeba ją pojechać na maksa – komentował Litwinowicz.
6. runda obfitowała w jazdę "zderzak w zderzak".
Łukasz Światowski odniósł drugie z rzędu i trzecie w sezonie zwycięstwo w klasie RWD Cup, choć w kwalifikacjach musiał uznać wyższość Andrzeja Skrzeka, Pawła Koneckiego oraz Igora Sokulskiego. W finale urzędujący mistrz musiał się jednak mocno napracować – Wiktor Mączkowski oraz Igor Sokulski finiszowali tuż za nim.
W pełnym kontaktów finale klasy Seicento Cup prowadzenie mimo nacisków rywali, obronił Konrad Wróbel, triumfując przed Maciejem Starskim i ukaranym pięcioma karnymi sekundami Szymonem Jabłońskim. Podobną karę otrzymał także lider tabeli Łukasz Grzybowski, który prowadził po starcie, ale najpierw stracił czas po uderzeniu przez Jabłońskiego, a następnie sam uderzył w ostatecznie czwartego Łukasza Żakowskiego.
W Słomczynie ekipa Oponeo zdobyła 38 punktów, na co złożyły się 24 punkty wywalczone przez Rafała Berdysa i 14 oczek przywiezionych przez Gagackiego. W klasyfikacji zespołowej Oponeo (232 pkt) prowadzi przed FlatOut Rallycross Team (222 pkt) oraz DTK Racing Team (201 pkt).
Siódma i ostatnia runda Oponeo Mistrzostw Polski Rallycross odbędzie się w Toruniu w pierwszy weekend października.
Punktacja Oponeo Mistrzostw Polski Rallycross po 6. rundzie
Grupa SuperCars
1. Tomasz Kuchar 125 pkt
2. Maciej Cywiński 108 pkt
3. Dariusz Topolewski 94 pkt
4. Marcin Gagacki 92 pkt
5. Bartosz Idźkowski 65 pkt
Klasa SuperCars Light
1. Bartosz Idźkowski 125 pkt
2. Robert Czarnecki 100 pkt
3. Maciej Manejkowski 95 pkt
4. Mariusz Szczepański 84 pkt
5. Jerzy Szynkiewicz 75 pkt
Grupa SuperNational
1. Rafał Berdys 87 pkt
2. Damian Litwinowicz 85 pkt
3. Halk 67 pkt
4. Robert Mazurkiewicz 64 pkt
5. Łukasz Tyszkiewicz 61 pkt
RWD CUP
1. Łukasz Światowski 105 pkt
2. Igor Sokulski 100 pkt
3. Wiktor Mączkowski 88 pkt
4. Paweł Konecki 80 pkt
5. Andrzej Skrzek 69 pkt
Seicento Cup
1. Łukasz Grzybowski 106 pkt
2. Piotr Budzyński 92 pkt
3. Krzysztof Mencel 87 pkt
4. Michał Wrzosek 72 pkt
5. Szymon Jabłoński 67 pkt